Poranek nie był zbyt zachęcający, za oknem padał deszcz, ale nie zniechęciło mnie to i już po śniadaniu postanowiłam trochę pobiegać po parku. Gdy tylko wyszłam z domu naciągnęłam kaptur kurtki na głowę i ruszyłam ... . Jak się spodziewałam na miejscu nie było zbyt wielu ludzi, ale mnie ta pogoda zupełnie nie zniechęcała. Po pewnym czasie dostrzegłam, że mojej osobie przygląda się jakiś chłopak. Był trochę wyższy ode mnie, a na jego twarzy malował się cudowny uśmiech. Moje obserwacje przerwał dzwonek telefonu, to Nicky dzwoniła. Chciała bym już wracała, bo jeszcze się przeziębienie na tym deszczu. Nie protestowałam, byłam już trochę przemoknięta i robiło mi się zimno. Udałam się więc w drogę powrotną, na moje nieszczęście chodnik był bardzo śliski, i po chwili leżałam na nim, a w lewej nodze poczułam przeszywający ból. Próbowałam się podnieść, lecz gdy tylko próbowałam to zrobić noga bolała mnie jeszcze bardziej.
- Może pomogę? - usłyszałam ciepły głos, gdy tylko się obejrzałam od razu poznałam chłopaka z parku.
- Nie, nie trzeba dam radę. - odparłam obojętnie i po raz kolejny próbowałam wstać. Już prawie stałam, gdy znów poczułam ten ból i zachwiałam się. Czekałam na moment gdy znów upadnę, ale przed upadkiem uratował mnie ten chłopak i teraz obejmował mnie w pasie swoimi ciepłymi dłońmi.
- Jednak ci pomogę misiaczku. - powiedział i zaczął się śmiać.
- Nie mów tak do mnie! - krzyknęłam i wyrwałam się z jego objęcia.
- Zawsze jak mówię tak do jakiejś dziewczyny to ona się tylko uśmiecha, żadna nie reagowała tak jak ty. -
Ja nic na to nie odpowiedziałam, byłam taka wkurzona. Ale przez tą nogę byłam skazana na tego idiotę. Wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego samochodu, który stał po drugiej stronie ulicy.
- Jestem Ashton, a ty misia ... .
Lecz ja nie dałam mu dokończyć tylko szybko odpowiedziałam: Amy. Potem podałam mu adres, a on zawiózł mnie do domu. Przez całą drogę spoglądał na mnie ukradkiem ... a na jego twarzy, co chwilę pojawiał się ten uroczy uśmiech.
* Nicole *
Gdzie ta Amy, już dawno powinna być w domu. ... Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam, widok totalnie mnie zaskoczył, przede mną stał wysoki blondyn, a na rękach trzymał Am.
- Dobra możesz mnie tu postawić , dam rade dojść. - rzekła Amy.
- Lepiej będzie, jeśli dasz mi wykonać misję do końca. - odparł i uśmiechnął się. Gdzie mogę ją położyć? - spytał mnie po chwili .
- Tam w salonie na kanapie. - powiedziałam i wskazałam ręką.
Wszedł do domu i położył moją siostrę na kanapie, a potem wszystko dokładnie mi opowiedział co się wydarzyło. Amy prawie się nie odzywała, jednak wyglądała na bardzo wkurzoną. Gdy skończył mi to tłumaczyć, wyprosiłam go z domu. Może to było brutalne, ale Amy najwidoczniej nie podobało się chyba to, że nadal tu jest. Przy drzwiach włożył mi karteczkę, do kieszeni w bluzie i wyszedł. Zdziwiło mnie to. Kazał ją przekazać mojej siostrze. Z ciekawości, gdy już sobie poszedł zaczęłam ją czytać. Napisał tam...
Amy misiaczku oto mój numer:
511 097 ***
511 097 ***
Zastanawiałam się czy przekazać tą karteczkę Am. Domyśliłam się, dlaczego może być taka wkurzona. Kiedy robiłam jej opatrunki zapytałam:
- Jak nazywa się ten chłopak, co Cię przyniósł na rękach ?
- Ashton. - odpowiedziała.
- Jak nazywa się ten chłopak, co Cię przyniósł na rękach ?
- Ashton. - odpowiedziała.
- A możesz mi powiedzieć co między wami zaszło ? - zadawałam kolejne pytanie.
- Ymm... Nic. - odrzekła, ale ja widziałam, że jest coś nie tak.
- Okey, ale wiesz jesteś moją siostrą i możesz mi o wszystkim mówić. - przekonywałam ją do rozmowy.
- Wiem... ... . Noo, bo ten debil zwracał się do mnie misiaczku !!! - w pewnym momencie nie wytrzymała.
- Ymm... Nic. - odrzekła, ale ja widziałam, że jest coś nie tak.
- Okey, ale wiesz jesteś moją siostrą i możesz mi o wszystkim mówić. - przekonywałam ją do rozmowy.
- Wiem... ... . Noo, bo ten debil zwracał się do mnie misiaczku !!! - w pewnym momencie nie wytrzymała.
- Hehe... - zachichotałam i podałam jej tą karteczkę.
Otworzyła ją i zaczęła krzyczeć. Wiedziałam, że jej się to nie spodoba, ale dla mnie to było romantyczne. Zrobiło się późno. Pomogłam Amy pójść do swojego pokoju. Sama zeszłam na dół, zrobić sobie kanapki. Nagle usłyszałam, dzwonek mojego telefonu. Był to William. Ciekawe czego chce ... ? Odebrałam, zapytał się mnie czy może do mnie przyjść teraz. Zgodziłam się, ale nie byłam kompletnie przygotowana. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Zaczęłam się trochę ogarniać. Uczesałam się i ubrałam w jakieś normalne ciuchy. Po 15 min. zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam roztrzęsionego Will'a. Nie wiedziałam, co mu się stało. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Will, co się stało? - spytałam zaniepokojona.
- Moja mama miała wypadek ... .
- Will, co się stało? - spytałam zaniepokojona.
- Moja mama miała wypadek ... .
Dziwne wczoraj pisałyśmy tego posta, a dziś przytrafiło mi się to samo co Amy. Przypadek? ~Jane
Jak się rozdział podoba? Dajcie znać w komentarzach, co sądzicie. ~Sander